Dziś odważyłam się stanąć bez pasa i strzelić parę fotek :) Cały brzuch i boczki wciąż mam spuchnięte (stąd m.in. te wszystkie nierówności), ale już teraz jestem zachwycona!
niedziela, 29 czerwca 2014
sobota, 28 czerwca 2014
Cztery dni po abdominoplastyce
Dziś nastała konternacja, kiedy uświadomiłam sobie, że nie bardzo wiem jak mam pielęgnować ranę. Napisałam smsa do dr Kolasińskiego, ten szybko mi odpisał i już wiem. Opatrunek nie jest już potrzebny - mam przecież plastry (podejrzewam, że silikonowe), których mam nie zdejmować do wizyty kontrolnej. Trudno więc żebym miała odkażać czy smarować ranę.
Upewniłam się też, czy mogę zdejmować pas w pozycji stojącej (miałam stracha - dziwne uczucie - pas daje poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu; bez niego mam wrażenie, jakby wszystko miało się rozejść na boki, jak tylko wypuszczę z siebie za dużo powietrza ;) )
Tak wyglądam dziś:
Tak przy okazji, oglądałam dziś filmiki o abominoplastyce różnych kobiet - szczerze, to nie rozumiem, jak można zdecydować się na abdominoplastykę, będąc po prostu grubym. Przecież to nie jest sposób na szybkie schudnięcie! Niektóre z bohaterek tych filmików skóry miały akurat w sam raz, aby objąć cały ten ich tłuszcz. Efekty u nich były mało spektakularne - no ale - "schudły" przez to ze 3kg, łał.
Upewniłam się też, czy mogę zdejmować pas w pozycji stojącej (miałam stracha - dziwne uczucie - pas daje poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu; bez niego mam wrażenie, jakby wszystko miało się rozejść na boki, jak tylko wypuszczę z siebie za dużo powietrza ;) )
Tak wyglądam dziś:
Tak przy okazji, oglądałam dziś filmiki o abominoplastyce różnych kobiet - szczerze, to nie rozumiem, jak można zdecydować się na abdominoplastykę, będąc po prostu grubym. Przecież to nie jest sposób na szybkie schudnięcie! Niektóre z bohaterek tych filmików skóry miały akurat w sam raz, aby objąć cały ten ich tłuszcz. Efekty u nich były mało spektakularne - no ale - "schudły" przez to ze 3kg, łał.
piątek, 27 czerwca 2014
Już w domu!
Jestem już w domu. Opatrunek zmienił mi dr Kolasiński. Dr wyciągnął mi oba dreny i dał wypis. Mięśni podobno nie miałam jakoś strasznie rojechanych, wspomniał też, że mam je bardzo silne (ma to jakiś związek?).
Zdążyłam zrobić jedno zdjęcie:
Mam się stawić na kontrolę za tydzień. Pas mam ściągać od czasu do czasu na dwie godzinki, tak żeby go w tym czasie przeprać. Na razie niczym mam się nie smarować. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale chyba jutro mogę wziąć prysznic (boję się, wolę poczekać z jeszcze jeden dzień).
Zbierając się do domu ledwo dopięłam spódnicę, mając na sobie pas (a mam ją naprawdę luźną). Podróży autem (tylko ok. 10-15minut!) nie wspominam zbyt dobrze - nagle dotarło do mnie ile wybojów i progów zwalniających mamy po drodze do domu!
Staram się wstawać co godzinę-dwie. Zauważyłam, że dużo gorzej mi się chodzi, jak zafunduję sobie dłuższą przerwę. Chodzę trzymając rękami brzuch, złamana w pół. Mąż patrzy na mnie z lękiem ;) Zrobił mi też specjalne, podwyższone posłanie - raz, żebym miała wygodniej kłaść się i wstawać, dwa (i głównie o to chodziło) - w ochronie przed dziećmi, które lubią z okrzykiem skoczyć na mnie jak leżę ;)
Póki co, miałam dwie "wpadki" - jedną, jak dostałam głupawki po przeczytaniu komentarza na Youtube o stopniowaniu przymiotników "chory-chorszy-trup" :D Oj, niedobrze jest się śmiać po abdominoplastyce! Druga, gorsza sprawa - od leżenia po jedzeniu na wznak miałam efekt cofnięcia się treści żołądkowej - od tego też chce się kaszleć :/
Zdążyłam zrobić jedno zdjęcie:
Mam się stawić na kontrolę za tydzień. Pas mam ściągać od czasu do czasu na dwie godzinki, tak żeby go w tym czasie przeprać. Na razie niczym mam się nie smarować. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ale chyba jutro mogę wziąć prysznic (boję się, wolę poczekać z jeszcze jeden dzień).
Zbierając się do domu ledwo dopięłam spódnicę, mając na sobie pas (a mam ją naprawdę luźną). Podróży autem (tylko ok. 10-15minut!) nie wspominam zbyt dobrze - nagle dotarło do mnie ile wybojów i progów zwalniających mamy po drodze do domu!
Staram się wstawać co godzinę-dwie. Zauważyłam, że dużo gorzej mi się chodzi, jak zafunduję sobie dłuższą przerwę. Chodzę trzymając rękami brzuch, złamana w pół. Mąż patrzy na mnie z lękiem ;) Zrobił mi też specjalne, podwyższone posłanie - raz, żebym miała wygodniej kłaść się i wstawać, dwa (i głównie o to chodziło) - w ochronie przed dziećmi, które lubią z okrzykiem skoczyć na mnie jak leżę ;)
Póki co, miałam dwie "wpadki" - jedną, jak dostałam głupawki po przeczytaniu komentarza na Youtube o stopniowaniu przymiotników "chory-chorszy-trup" :D Oj, niedobrze jest się śmiać po abdominoplastyce! Druga, gorsza sprawa - od leżenia po jedzeniu na wznak miałam efekt cofnięcia się treści żołądkowej - od tego też chce się kaszleć :/
Dwa dni po abdominoplastyce
Dziś co chwilę budziłam się w nocy - coraz bardziej zaczyna mi przeszkadzać pozycja na plecach. Jak wstałam, to dopiero poczułam jak bardzo! Strasznie bolą mnie mięśnie (a może kości?) w okolicy lędźwi. Dziś wspomniałam o tym pielęgniarce (tej co mnie mierzyła), a ona na to, że nie ma co się dziwić, skoro jestem taka chudzinka :) Wydaje mi się jednak, że nie jest to tylko przywilej chudych, taki ból.
Swoją drogą, tak sobie myślę - może mają tu zaniżone standardy co do tego, kto jest chudy? Że może głównie z "morsami" mają do czynienia i potem normalna osoba wygląda im na chudzielca?
Mimo wszystko czuję się wyspana - rzadko kiedy mam okazję pójść spać ok. 21-22h00! :) Nadrabiam też drzemkami w ciągu dnia.
Co do drenów, to już prawie nic do nich nie leci. Nie wiem czy w pierwszej dobie miałam coś z nich opróżniane (mogłam coś przespać), ale od wczoraj nie przybyło prawie nic (w lewej przybyło 10ml przez noc i teraz jest 40 ml, prawa jak zaklęta, cały czas ma 30ml).
Pielęgniarka powiedziała, że wszystko przebiega u mnie książkowo. Brzuch czuję że mam opuchnięty, taki jakby nadmuchany.
Jest 6h30, a ja już po kawie (pierwszą dostałam jeszcze przed 6h00 :) ) a teraz jestem w trakcie śniadania :) Miło jest być jedyną na oddziale! :D
Chodzi mi się gorzej niż wczoraj. Plecy mnie bolą niemiłosiernie. Boli mnie też ręka, w której mam wenflon. Ciężko mi dalej leżeć, ciężko siedzieć. Oj, ciężko jest ogólnie ;) Czekam na dr Kolasińskiego - widok brzucha na pewno osłodzi mi te wszystkie niedogodności. Tym razem zrobię zdjęcia!
Swoją drogą, tak sobie myślę - może mają tu zaniżone standardy co do tego, kto jest chudy? Że może głównie z "morsami" mają do czynienia i potem normalna osoba wygląda im na chudzielca?
Mimo wszystko czuję się wyspana - rzadko kiedy mam okazję pójść spać ok. 21-22h00! :) Nadrabiam też drzemkami w ciągu dnia.
Co do drenów, to już prawie nic do nich nie leci. Nie wiem czy w pierwszej dobie miałam coś z nich opróżniane (mogłam coś przespać), ale od wczoraj nie przybyło prawie nic (w lewej przybyło 10ml przez noc i teraz jest 40 ml, prawa jak zaklęta, cały czas ma 30ml).
Pielęgniarka powiedziała, że wszystko przebiega u mnie książkowo. Brzuch czuję że mam opuchnięty, taki jakby nadmuchany.
Jest 6h30, a ja już po kawie (pierwszą dostałam jeszcze przed 6h00 :) ) a teraz jestem w trakcie śniadania :) Miło jest być jedyną na oddziale! :D
Chodzi mi się gorzej niż wczoraj. Plecy mnie bolą niemiłosiernie. Boli mnie też ręka, w której mam wenflon. Ciężko mi dalej leżeć, ciężko siedzieć. Oj, ciężko jest ogólnie ;) Czekam na dr Kolasińskiego - widok brzucha na pewno osłodzi mi te wszystkie niedogodności. Tym razem zrobię zdjęcia!
czwartek, 26 czerwca 2014
Pierwszy dzień po operacji
Cały dzień czytam książki, jako że oglądanie TV mnie po prostu męczy (nic tylko o znęcaniu się nad dziećmi, przeróżnej patologii, a w przerwach polityka - rzygać się chce. Dobrze, że nie mam TV w domu - byłabym pewnie teraz kimś nieszczęśliwym).
Ale wracając do tematu - ok. 10h00 przyszła do mnie dr Kolenda (dziś dr Kolasińskiego nie będzie, o czym mnie uprzedził wczoraj) - bardzo sympatyczna kobieta. Wcześniej oglądałam z nią parę filmów na Youtubie i nie wyglądała mi na taką.
Zmieniła mi opatrunek, tym samym miałam okazję zobaczyć brzuch - aaaaaa! Jaki on jest teraz GŁADKI! Szok, szok i niedowierzanie! Ani najmniejszej zmarszczki! Skóra jest gładziutka i napięta. Zniknęły też chyba wszystkie rozstępy (miałam w dolnej części brzucha). Linia cięcia wygląda na prostą i całkiem zgrabną. Pępek również. Żałuję, że miałam rozładowany telefon i nie zrobiłam zdjęcia! Teraz mnie ciekawość zżera, czy równie dobrze wszystko będzie się prezentowało na stojąco!
Ah! Ale się cieszę!!!
Dr Kolenda i pielęgniarka również wspomniały, że jestem "sama skóra i kości", a dr zażartowała nawet z tego, że się wbiłam w pas "S". Serio? Serio jestem chuda? Jakoś nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tej myśli i dalej myślę o "skrzelach" które miałam do niedawna (mój mąż mówi tak na wałki tłuszczu na plecach).
Na obiad mogłam sobie WYBRAĆ co chcę. Doprawdy - nie jestem przyzwyczaona do takiego rozpieszczania! (Rzadko kiedy jem ciepły obiad, a tu nie dość że dają ciepły, to jeszcze pytają jaki chcę!). Hm, chyba muszę bardziej o siebie dbać.
Przed południem byłam na pierwszym spacerku po korytarzu. Szłam bardzo wolno, złamana w pół. Podobno im wcześniej zacznie się chodzić (oczywiście bez przesady!), tym szybkiej się wróci do normy i tym mniejsze jest ryzyko, że się porobią zatory w żyłach.
Przed południem dostałam też ostatnie leki przeciwbólowe. Ok. 18h00 pielęgniarka pytała czy w ogóle mnie boli brzuch, bo wyglądam na okaz zdrowia. Brzuch mnie boli, ale naprawdę niewiele. Zapytałam czy leki przeciwbólowe jeszcze działają. Odpowiedziała, że już dawno nie. Postanowiłam, że póki ból jest znośny, nie będę nic brała - przynajmniej będę czuć czy nie przesadzam z chodzeniem, czy nie mam zbyt mocno napiętych mięśni przy wstawaniu itd.
Wieczorem był u mnie mąż z dziećmi - córka (l.4) najbardziej była zaciekawiona moimi drenami. Cała trójka wyglądała na przerażoną, jak zobaczyli sposób w jaki wstaję i jak chodzę.
Godz. 20h00 - jednak poprosiłam o przeciwbólowe. Brzuch mnie nawet tak nie bolał, co się spinał. Dmucham na zimne, mając w pamięci jak na którymś wideo z YouTube wypowiadał się lekarz o tym, że ważne jest, aby cały brzuch był rozluźniony (możliwe, że chodziło o samą operację, nie pamiętam).
Na oddziale taka cisza, że aż zapytałam o nią pielęgniarkę - okazało się, że na całą klinikę jesteśmy tylko ona i ja! :D No kurdę, nie jestem przyzwyczajona do takiej ciszy! Słyszę nawet swoje myśli!
Ale wracając do tematu - ok. 10h00 przyszła do mnie dr Kolenda (dziś dr Kolasińskiego nie będzie, o czym mnie uprzedził wczoraj) - bardzo sympatyczna kobieta. Wcześniej oglądałam z nią parę filmów na Youtubie i nie wyglądała mi na taką.
Zmieniła mi opatrunek, tym samym miałam okazję zobaczyć brzuch - aaaaaa! Jaki on jest teraz GŁADKI! Szok, szok i niedowierzanie! Ani najmniejszej zmarszczki! Skóra jest gładziutka i napięta. Zniknęły też chyba wszystkie rozstępy (miałam w dolnej części brzucha). Linia cięcia wygląda na prostą i całkiem zgrabną. Pępek również. Żałuję, że miałam rozładowany telefon i nie zrobiłam zdjęcia! Teraz mnie ciekawość zżera, czy równie dobrze wszystko będzie się prezentowało na stojąco!
Ah! Ale się cieszę!!!
Dr Kolenda i pielęgniarka również wspomniały, że jestem "sama skóra i kości", a dr zażartowała nawet z tego, że się wbiłam w pas "S". Serio? Serio jestem chuda? Jakoś nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tej myśli i dalej myślę o "skrzelach" które miałam do niedawna (mój mąż mówi tak na wałki tłuszczu na plecach).
Na obiad mogłam sobie WYBRAĆ co chcę. Doprawdy - nie jestem przyzwyczaona do takiego rozpieszczania! (Rzadko kiedy jem ciepły obiad, a tu nie dość że dają ciepły, to jeszcze pytają jaki chcę!). Hm, chyba muszę bardziej o siebie dbać.
Przed południem byłam na pierwszym spacerku po korytarzu. Szłam bardzo wolno, złamana w pół. Podobno im wcześniej zacznie się chodzić (oczywiście bez przesady!), tym szybkiej się wróci do normy i tym mniejsze jest ryzyko, że się porobią zatory w żyłach.
Przed południem dostałam też ostatnie leki przeciwbólowe. Ok. 18h00 pielęgniarka pytała czy w ogóle mnie boli brzuch, bo wyglądam na okaz zdrowia. Brzuch mnie boli, ale naprawdę niewiele. Zapytałam czy leki przeciwbólowe jeszcze działają. Odpowiedziała, że już dawno nie. Postanowiłam, że póki ból jest znośny, nie będę nic brała - przynajmniej będę czuć czy nie przesadzam z chodzeniem, czy nie mam zbyt mocno napiętych mięśni przy wstawaniu itd.
Wieczorem był u mnie mąż z dziećmi - córka (l.4) najbardziej była zaciekawiona moimi drenami. Cała trójka wyglądała na przerażoną, jak zobaczyli sposób w jaki wstaję i jak chodzę.
Godz. 20h00 - jednak poprosiłam o przeciwbólowe. Brzuch mnie nawet tak nie bolał, co się spinał. Dmucham na zimne, mając w pamięci jak na którymś wideo z YouTube wypowiadał się lekarz o tym, że ważne jest, aby cały brzuch był rozluźniony (możliwe, że chodziło o samą operację, nie pamiętam).
Na oddziale taka cisza, że aż zapytałam o nią pielęgniarkę - okazało się, że na całą klinikę jesteśmy tylko ona i ja! :D No kurdę, nie jestem przyzwyczajona do takiej ciszy! Słyszę nawet swoje myśli!
środa, 25 czerwca 2014
Abdominoplastyka - dzień operacji
W klinice miałam być o 9:00. Trochę się spóźniliśmy, bo najpierw musieliśmy porozwodzić dzieci do "placówek", jak to nazywamy. Punktualność okazała się nie być konieczna, bo i tak czekaliśmy przy recepcji jakieś pół godzinki. W końcu podpisałam ostatnie zgody na operację, przywitałam się z doktorem i poszliśmy na górę. Na górze również musieliśmy trochę poczekać. Spożytkowałam ten czas na ślinienie się na cukierki, które były na stoliku (od ok. 18h00 poprzedniego dnia nic nie jadłam - nawet żartowałam do męża, że nie będą mnie musieli usypiać, bo im padnę z głodu). Wreszcie zaprowadzono mnie do mojego pokoju, gdzie pożegnałam się z mężem i zostałam sama.
W pokoju czekały na mnie: jednorazowe wdzianko (lekko prześwitujące), jednorazowe stringi (nie mniej prześwitujące), szlafrok i jednorazowe kapcie (a raczej "laczki" - w końcu jesteśmy w Wielkopolsce! :D ). Zgodnie z poleceniem, poszłam wziąć prysznic używając różowego, dezynfekującego płynu.
Potem przyszła do mnie pielęgniarka, która mnie pomierzyła kolejno w talii, brzuchu, udach. Zmierzyła także jak duży mam fałd skóry (musiałam się lekko pochylić do przodu). Zapytała także o mój wzrost i wagę. Jak powiedziałam, że ważę 64 kg, to powiedziała, że chyba żartuję. Zapytałam więc, na ilę wyglądam, czy na więcej, czy mniej, a ona na to że na mniej, po czym dodała "na duuużo mniej". Chyba nie muszę mówić, że zrobiło mi się miło po takim komplemencie? Zwłaszcza że jeszcze dwa lata temu ważyłam 35kg więcej i niemożliwym było taki komplement usłyszeć? ;)
Dostałam kolejne dokumenty do podpisu oraz ankietę do uzupełnienia. Jedno pytanie w ankiecie musiałam zmienić, bo brzmiało "Czas przytycia do obecnej wagi ciała" - zmieniłam na "schudnięcia", a co ;)
Założono mi wenflon. Dopiero drugiej pani udało się wbić - pierwszej "uciekały" wszystkie żyły. No cóż, ja jestem przyzwyczajona - nie raz przy pobieraniu krwi musiałam być ukłuta ze dwa, trzy razy.
Co ciekawe, pielęgniarka powiedziała, że nie mają w zwyczaju podawać "głupiego jasia", bo wychodzą z założenia, że powinnam mieć do ostatniej chwili możliwość odwołania swojej decyzji o zgodzie na operację. Zapytałam zdziwiona, czy to się zdarza - podobno były takie przypadki (ale raczej z powodu wypadków losowych).
Powiedziano mi, żebym najlepiej położyła się do łóżka, tak aby się wygrzać i odpocząć; a najlepiej żebym się chwilę przespała. Mi (matce dwóch małych szkrabów) nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zrobiłam sobie południową drzemkę :)
Obudził mnie dr Kolasiński. Kazał mi przepłukać usta tajemniczym, niebieskim płynem, po czym udaliśmy się windą do pokoju, gdzie zrobił mi zdjęcia z przodu i z boku i pokreślił pisakiem linie cięcia i inne. Co mnie rozbawiło - użył do tego narzędzia budowlanego, zwanego poziomicą :D Chodzi o to, aby linia cięcia była równa po obu stronach.
Upewniłam się, że pamięta o liposukcji, którą miałam mieć zrobioną, aby bardziej zarysować talię. On na to, że nie widzi za bardzo, co by mógł odessać, że chyba schudłam od ostatniej wizyty (rzeczywiście, schudłam ok. 5kg). Ostatecznie stanęło na tym, że odessie mi trochę tłuszczu, ale głównie z bioder.
Muszę powiedzieć, że dziwnie było słyszeć tyle komplementów na temat tego, jak to jestem chuda, w tak krótkim czasie (już w windzie powiedział że wyglądam chudo, jak byłam w szlafroku). Opłacało się mniej żreć! :D
Ruszyliśmy w stronę sali operacyjnej. Po drodze dano mi do założenia jednorazowy czepek; musiałam też zmienić kapcie.
Na sali operacyjnej położyłam się z rękami na boki. Podano mi znieczulenie, po którym zaczęło mi się kręcić w głowie, aż w końcu odleciałam (w rytmach Michaela Jacksona - mieli tam TV ;) ).
Obudziłam się jakieś trzy godziny później (przed 16h00), w momencie jak miałam przejść na swoje łóżko. Wszystko przespałam! (jestem z tych, co najchętniej leżeliby przytomni w trakcie operacji, obserwując co i jak lekarz robi - przed samą operacją obejrzałam chyba wszystkie tego typu filmy, jakie są dostępne na youtubie). Było mi zimno, ale nie aż tak, żeby się trząść. Widać, że jest to typowy objaw, bo od razu przykryto mnie podgrzewanym kocykiem (oj, przydałby mi się taki w domu! :) )
Miałam założone dwa dreny. I cewnik. Dziwne uczucie. Taka konsternacja. Mam do niego normalnie siusiać? Okazało się, że wszystko samo do niego spływa. Uf. To dobrze, bo chyba bym miała blokadę, gdybym miała sama o tym decydować.
Ciekawość mnie zżerała, jak poszła operacja, ale nie mogłam nic zobaczyć, bo byłam mocno ściśnięta pasem.
Po samej operacji byłam lekko otępiona. Próbowałam czytać, ale łapałam się na tym, że czytam po kilka razy to samo i dalej nie wiem co przeczytałam. Większość czasu spałam.
Całe szczęście załapałam się też na kolację :) Najpierw dostałam mały jogurt naturalny (bardzo rozsądnie, po dobie nie jedzenia). Po jakiejś godzinie kanapki (chleb, masło, ser żółty, wędlina, warzywa). Ależ to było pyszne! :D
Mam polecenie, aby jak najwięcej ruszać nogami, tak aby pobudzać w nich krążenie krwi. Leżę więc i macham sobie od czasu do czasu nogami, a jak mam miej siły to chociaż stopami.
Późnym wieczorem przyszła do mnie pielęgniarka i pomogła mi najpierw usiąść na brzegu łóżka, a po krótkim odpoczynku wstać. Było ok. Nie kręciło mi się nic w głowie. Zapytała mnie też czy nie chcę tabletki nasennej. Podobno jako jedyna na oddziale odmówiłam. Tabletki nie potrzebowałam. Przespałam całą noc do 5 rano.
W pokoju czekały na mnie: jednorazowe wdzianko (lekko prześwitujące), jednorazowe stringi (nie mniej prześwitujące), szlafrok i jednorazowe kapcie (a raczej "laczki" - w końcu jesteśmy w Wielkopolsce! :D ). Zgodnie z poleceniem, poszłam wziąć prysznic używając różowego, dezynfekującego płynu.
Potem przyszła do mnie pielęgniarka, która mnie pomierzyła kolejno w talii, brzuchu, udach. Zmierzyła także jak duży mam fałd skóry (musiałam się lekko pochylić do przodu). Zapytała także o mój wzrost i wagę. Jak powiedziałam, że ważę 64 kg, to powiedziała, że chyba żartuję. Zapytałam więc, na ilę wyglądam, czy na więcej, czy mniej, a ona na to że na mniej, po czym dodała "na duuużo mniej". Chyba nie muszę mówić, że zrobiło mi się miło po takim komplemencie? Zwłaszcza że jeszcze dwa lata temu ważyłam 35kg więcej i niemożliwym było taki komplement usłyszeć? ;)
Dostałam kolejne dokumenty do podpisu oraz ankietę do uzupełnienia. Jedno pytanie w ankiecie musiałam zmienić, bo brzmiało "Czas przytycia do obecnej wagi ciała" - zmieniłam na "schudnięcia", a co ;)
Założono mi wenflon. Dopiero drugiej pani udało się wbić - pierwszej "uciekały" wszystkie żyły. No cóż, ja jestem przyzwyczajona - nie raz przy pobieraniu krwi musiałam być ukłuta ze dwa, trzy razy.
Co ciekawe, pielęgniarka powiedziała, że nie mają w zwyczaju podawać "głupiego jasia", bo wychodzą z założenia, że powinnam mieć do ostatniej chwili możliwość odwołania swojej decyzji o zgodzie na operację. Zapytałam zdziwiona, czy to się zdarza - podobno były takie przypadki (ale raczej z powodu wypadków losowych).
Powiedziano mi, żebym najlepiej położyła się do łóżka, tak aby się wygrzać i odpocząć; a najlepiej żebym się chwilę przespała. Mi (matce dwóch małych szkrabów) nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zrobiłam sobie południową drzemkę :)
Obudził mnie dr Kolasiński. Kazał mi przepłukać usta tajemniczym, niebieskim płynem, po czym udaliśmy się windą do pokoju, gdzie zrobił mi zdjęcia z przodu i z boku i pokreślił pisakiem linie cięcia i inne. Co mnie rozbawiło - użył do tego narzędzia budowlanego, zwanego poziomicą :D Chodzi o to, aby linia cięcia była równa po obu stronach.
Upewniłam się, że pamięta o liposukcji, którą miałam mieć zrobioną, aby bardziej zarysować talię. On na to, że nie widzi za bardzo, co by mógł odessać, że chyba schudłam od ostatniej wizyty (rzeczywiście, schudłam ok. 5kg). Ostatecznie stanęło na tym, że odessie mi trochę tłuszczu, ale głównie z bioder.
Muszę powiedzieć, że dziwnie było słyszeć tyle komplementów na temat tego, jak to jestem chuda, w tak krótkim czasie (już w windzie powiedział że wyglądam chudo, jak byłam w szlafroku). Opłacało się mniej żreć! :D
Ruszyliśmy w stronę sali operacyjnej. Po drodze dano mi do założenia jednorazowy czepek; musiałam też zmienić kapcie.
Na sali operacyjnej położyłam się z rękami na boki. Podano mi znieczulenie, po którym zaczęło mi się kręcić w głowie, aż w końcu odleciałam (w rytmach Michaela Jacksona - mieli tam TV ;) ).
Obudziłam się jakieś trzy godziny później (przed 16h00), w momencie jak miałam przejść na swoje łóżko. Wszystko przespałam! (jestem z tych, co najchętniej leżeliby przytomni w trakcie operacji, obserwując co i jak lekarz robi - przed samą operacją obejrzałam chyba wszystkie tego typu filmy, jakie są dostępne na youtubie). Było mi zimno, ale nie aż tak, żeby się trząść. Widać, że jest to typowy objaw, bo od razu przykryto mnie podgrzewanym kocykiem (oj, przydałby mi się taki w domu! :) )
Miałam założone dwa dreny. I cewnik. Dziwne uczucie. Taka konsternacja. Mam do niego normalnie siusiać? Okazało się, że wszystko samo do niego spływa. Uf. To dobrze, bo chyba bym miała blokadę, gdybym miała sama o tym decydować.
Ciekawość mnie zżerała, jak poszła operacja, ale nie mogłam nic zobaczyć, bo byłam mocno ściśnięta pasem.
Po samej operacji byłam lekko otępiona. Próbowałam czytać, ale łapałam się na tym, że czytam po kilka razy to samo i dalej nie wiem co przeczytałam. Większość czasu spałam.
Całe szczęście załapałam się też na kolację :) Najpierw dostałam mały jogurt naturalny (bardzo rozsądnie, po dobie nie jedzenia). Po jakiejś godzinie kanapki (chleb, masło, ser żółty, wędlina, warzywa). Ależ to było pyszne! :D
Mam polecenie, aby jak najwięcej ruszać nogami, tak aby pobudzać w nich krążenie krwi. Leżę więc i macham sobie od czasu do czasu nogami, a jak mam miej siły to chociaż stopami.
Późnym wieczorem przyszła do mnie pielęgniarka i pomogła mi najpierw usiąść na brzegu łóżka, a po krótkim odpoczynku wstać. Było ok. Nie kręciło mi się nic w głowie. Zapytała mnie też czy nie chcę tabletki nasennej. Podobno jako jedyna na oddziale odmówiłam. Tabletki nie potrzebowałam. Przespałam całą noc do 5 rano.
wtorek, 24 czerwca 2014
Przed operacją
Przed operacją dostałam mnóstwo badań do wykonania. Łącznie z wymazem z nosa w kierunku wykrycia bakterii i szczepieniem przeciw WZW.
Dawki przeciw WZW zdążyłam dostać dwie (drugą robi się po 4 tygodniach, trzecią po 6 miesiącach).
Wszystkie wyniki okazały się być dobre oprócz wymazu. Musiałam przejść kurację antybiotykową i znowu zrobić wymaz. Za drugim razem wyniki były już ok.
Co do samej operacji, to zdecydowałam się zrobić ją w Klinice Kolasiński w Swarzędzu. Będę mieć pełną abdominoplastykę - szycie mięśni prostych (na tym mi najbardziej zależy) oraz redukcję nadmiaru skóry oraz liposukcję po bokach.
poniedziałek, 23 czerwca 2014
Dlaczego się zdecydowałam na abdominoplastykę
Który to miesiąc ciąży? Piąty? Szósty?
Nie zgadliście. Nie jestem w ciąży. Nie wypinam też brzucha.
Owszem, byłam w ciąży, nawet dwa razy, ale teraz nie jestem. Dlaczego więc wyglądam jakbym była?
Zacznijmy od początku:
Cztery lata temu urodziłam córę (4200g), dwa lata temu słonia, znaczy się syna (4990g). Syn kiedy leżał na wadze i machał rączkami, to waga momentami pokazywała 5kg, momentami 5kg bez 10gram. Urodził się też w piątek trzynastego za dwie minuty północ. Ale do rzeczy.
Przed urodzeniem syna ważyłam prawie 100kg, przy wzroście 172. Masakra. Schudłam jednak szybko, podobnie jak po córze i obecnie ważę o jakieś 10-15kg mniej niż w czasach panieńskich, a dokładnie 64kg.
Brzuch jednak jest jaki jest. Tzn nie zawsze taki jest - czasem jest bardziej płaski, czasem mniej, ale NIGDY nie jest płaski. Zauważyłam, że robi mi się taki balon w przedziwnych okolicznościach - np. po dłuższym bieganiu (biegam najczęściej 10km), po ćwiczeniach mięśni brzucha; czasem wystarczy, że zjem śniadanie.
Jakiś czas temu trafiłam na rozwiązanie tej zagadki - chodzi o rozstęp mięśni prostych brzucha. Dla żądnych wiedzy odsyłam tutaj (samego doktora nie polecam): brzuchpoporodzie.pl/rozstep-miesni-prostych-brzucha
dla tych którym nie chce się czytać, opiszę w skrócie. Chodzi o to, że mam dziurę w brzuchu, do której mogę sobie włożyć wszystkie palce i poczuć gdzie mi się zaczynają mięśnie proste brzucha (które normalnie są ze sobą połączone).
Jeśli macie tak jak ja, to nie łudźcie się, że wystarczy ćwiczyć mięśnie, trochę schudnąć, a problem zniknie. Nie zniknie. Dziura będzie nadal. A to tak, jakby napchać ubrań do szafy i oczekiwać że nie wypadną, mimo otwartych drzwi. Wypadną.
Powód drugi operacji, to oczywiście "fartuszek", jak to niektórzy nazywają. Ja bym nazwała to raczej skórą a la stara babcia. No bo wyobraźcie sobie - jesteście młodą osobą, bardzo wysportowaną, a skóra waszego brzucha wygląda tak:
Zdjęcie zrobione w pochyleniu - dużo bardziej wtedy widać w czym rzecz :/
Nie zgadliście. Nie jestem w ciąży. Nie wypinam też brzucha.
Owszem, byłam w ciąży, nawet dwa razy, ale teraz nie jestem. Dlaczego więc wyglądam jakbym była?
Zacznijmy od początku:
Cztery lata temu urodziłam córę (4200g), dwa lata temu słonia, znaczy się syna (4990g). Syn kiedy leżał na wadze i machał rączkami, to waga momentami pokazywała 5kg, momentami 5kg bez 10gram. Urodził się też w piątek trzynastego za dwie minuty północ. Ale do rzeczy.
Przed urodzeniem syna ważyłam prawie 100kg, przy wzroście 172. Masakra. Schudłam jednak szybko, podobnie jak po córze i obecnie ważę o jakieś 10-15kg mniej niż w czasach panieńskich, a dokładnie 64kg.
Brzuch jednak jest jaki jest. Tzn nie zawsze taki jest - czasem jest bardziej płaski, czasem mniej, ale NIGDY nie jest płaski. Zauważyłam, że robi mi się taki balon w przedziwnych okolicznościach - np. po dłuższym bieganiu (biegam najczęściej 10km), po ćwiczeniach mięśni brzucha; czasem wystarczy, że zjem śniadanie.
Jakiś czas temu trafiłam na rozwiązanie tej zagadki - chodzi o rozstęp mięśni prostych brzucha. Dla żądnych wiedzy odsyłam tutaj (samego doktora nie polecam): brzuchpoporodzie.pl/rozstep-miesni-prostych-brzucha
dla tych którym nie chce się czytać, opiszę w skrócie. Chodzi o to, że mam dziurę w brzuchu, do której mogę sobie włożyć wszystkie palce i poczuć gdzie mi się zaczynają mięśnie proste brzucha (które normalnie są ze sobą połączone).
Jeśli macie tak jak ja, to nie łudźcie się, że wystarczy ćwiczyć mięśnie, trochę schudnąć, a problem zniknie. Nie zniknie. Dziura będzie nadal. A to tak, jakby napchać ubrań do szafy i oczekiwać że nie wypadną, mimo otwartych drzwi. Wypadną.
Powód drugi operacji, to oczywiście "fartuszek", jak to niektórzy nazywają. Ja bym nazwała to raczej skórą a la stara babcia. No bo wyobraźcie sobie - jesteście młodą osobą, bardzo wysportowaną, a skóra waszego brzucha wygląda tak:
Zdjęcie zrobione w pochyleniu - dużo bardziej wtedy widać w czym rzecz :/
Subskrybuj:
Posty (Atom)