W klinice miałam być o 9:00. Trochę się spóźniliśmy, bo najpierw musieliśmy porozwodzić dzieci do "placówek", jak to nazywamy. Punktualność okazała się nie być konieczna, bo i tak czekaliśmy przy recepcji jakieś pół godzinki. W końcu podpisałam ostatnie zgody na operację, przywitałam się z doktorem i poszliśmy na górę. Na górze również musieliśmy trochę poczekać. Spożytkowałam ten czas na ślinienie się na cukierki, które były na stoliku (od ok. 18h00 poprzedniego dnia nic nie jadłam - nawet żartowałam do męża, że nie będą mnie musieli usypiać, bo im padnę z głodu). Wreszcie zaprowadzono mnie do mojego pokoju, gdzie pożegnałam się z mężem i zostałam sama.
W pokoju czekały na mnie: jednorazowe wdzianko (lekko prześwitujące), jednorazowe stringi (nie mniej prześwitujące), szlafrok i jednorazowe kapcie (a raczej "laczki" - w końcu jesteśmy w Wielkopolsce! :D ). Zgodnie z poleceniem, poszłam wziąć prysznic używając różowego, dezynfekującego płynu.
Potem przyszła do mnie pielęgniarka, która mnie pomierzyła kolejno w talii, brzuchu, udach. Zmierzyła także jak duży mam fałd skóry (musiałam się lekko pochylić do przodu). Zapytała także o mój wzrost i wagę. Jak powiedziałam, że ważę 64 kg, to powiedziała, że chyba żartuję. Zapytałam więc, na ilę wyglądam, czy na więcej, czy mniej, a ona na to że na mniej, po czym dodała "na duuużo mniej". Chyba nie muszę mówić, że zrobiło mi się miło po takim komplemencie? Zwłaszcza że jeszcze dwa lata temu ważyłam 35kg więcej i niemożliwym było taki komplement usłyszeć? ;)
Dostałam kolejne dokumenty do podpisu oraz ankietę do uzupełnienia. Jedno pytanie w ankiecie musiałam zmienić, bo brzmiało "Czas przytycia do obecnej wagi ciała" - zmieniłam na "schudnięcia", a co ;)
Założono mi wenflon. Dopiero drugiej pani udało się wbić - pierwszej "uciekały" wszystkie żyły. No cóż, ja jestem przyzwyczajona - nie raz przy pobieraniu krwi musiałam być ukłuta ze dwa, trzy razy.
Co ciekawe, pielęgniarka powiedziała, że nie mają w zwyczaju podawać "głupiego jasia", bo wychodzą z założenia, że powinnam mieć do ostatniej chwili możliwość odwołania swojej decyzji o zgodzie na operację. Zapytałam zdziwiona, czy to się zdarza - podobno były takie przypadki (ale raczej z powodu wypadków losowych).
Powiedziano mi, żebym najlepiej położyła się do łóżka, tak aby się wygrzać i odpocząć; a najlepiej żebym się chwilę przespała. Mi (matce dwóch małych szkrabów) nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Zrobiłam sobie południową drzemkę :)
Obudził mnie dr Kolasiński. Kazał mi przepłukać usta tajemniczym, niebieskim płynem, po czym udaliśmy się windą do pokoju, gdzie zrobił mi zdjęcia z przodu i z boku i pokreślił pisakiem linie cięcia i inne. Co mnie rozbawiło - użył do tego narzędzia budowlanego, zwanego poziomicą :D Chodzi o to, aby linia cięcia była równa po obu stronach.
Upewniłam się, że pamięta o liposukcji, którą miałam mieć zrobioną, aby bardziej zarysować talię. On na to, że nie widzi za bardzo, co by mógł odessać, że chyba schudłam od ostatniej wizyty (rzeczywiście, schudłam ok. 5kg). Ostatecznie stanęło na tym, że odessie mi trochę tłuszczu, ale głównie z bioder.
Muszę powiedzieć, że dziwnie było słyszeć tyle komplementów na temat tego, jak to jestem chuda, w tak krótkim czasie (już w windzie powiedział że wyglądam chudo, jak byłam w szlafroku). Opłacało się mniej żreć! :D
Ruszyliśmy w stronę sali operacyjnej. Po drodze dano mi do założenia jednorazowy czepek; musiałam też zmienić kapcie.
Na sali operacyjnej położyłam się z rękami na boki. Podano mi znieczulenie, po którym zaczęło mi się kręcić w głowie, aż w końcu odleciałam (w rytmach Michaela Jacksona - mieli tam TV ;) ).
Obudziłam się jakieś trzy godziny później (przed 16h00), w momencie jak miałam przejść na swoje łóżko. Wszystko przespałam! (jestem z tych, co najchętniej leżeliby przytomni w trakcie operacji, obserwując co i jak lekarz robi - przed samą operacją obejrzałam chyba wszystkie tego typu filmy, jakie są dostępne na youtubie). Było mi zimno, ale nie aż tak, żeby się trząść. Widać, że jest to typowy objaw, bo od razu przykryto mnie podgrzewanym kocykiem (oj, przydałby mi się taki w domu! :) )
Miałam założone dwa dreny. I cewnik. Dziwne uczucie. Taka konsternacja. Mam do niego normalnie siusiać? Okazało się, że wszystko samo do niego spływa. Uf. To dobrze, bo chyba bym miała blokadę, gdybym miała sama o tym decydować.
Ciekawość mnie zżerała, jak poszła operacja, ale nie mogłam nic zobaczyć, bo byłam mocno ściśnięta pasem.
Po samej operacji byłam lekko otępiona. Próbowałam czytać, ale łapałam się na tym, że czytam po kilka razy to samo i dalej nie wiem co przeczytałam. Większość czasu spałam.
Całe szczęście załapałam się też na kolację :) Najpierw dostałam mały jogurt naturalny (bardzo rozsądnie, po dobie nie jedzenia). Po jakiejś godzinie kanapki (chleb, masło, ser żółty, wędlina, warzywa). Ależ to było pyszne! :D
Mam polecenie, aby jak najwięcej ruszać nogami, tak aby pobudzać w nich krążenie krwi. Leżę więc i macham sobie od czasu do czasu nogami, a jak mam miej siły to chociaż stopami.
Późnym wieczorem przyszła do mnie pielęgniarka i pomogła mi najpierw usiąść na brzegu łóżka, a po krótkim odpoczynku wstać. Było ok. Nie kręciło mi się nic w głowie. Zapytała mnie też czy nie chcę tabletki nasennej. Podobno jako jedyna na oddziale odmówiłam. Tabletki nie potrzebowałam. Przespałam całą noc do 5 rano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz